Bardzo lubię podróżować.
Mój mąż to również włóczęga.
Dotychczas cały czas wolny
Samotnie w podróży spędzał.
Poznaliśmy się na rajdzie
W pięknych okolicach Śląska.
On na zamku w Ogrodzieńcu
Do mnie „kiedyś się przyplątał”.
I tak zostało na zawsze.
W podróż poślubną mnie zabrał
Na wyspy Nowej Zelandii,
Choć ja chciałabym na… Zawrat.
Mówią, że tam żyć najłatwiej.
Że ciepło, cuda natury,
Łagodny klimat i plaże,
Lecz także wiele ponurych
I niebezpiecznych zdarzeń,
Których ja bardzo się boję.
To częste trzęsienia ziemi
Wzbudzają me niepokoje!
Podróż była bardzo ciężka.
Byłam zmęczona zupełnie.
Nie miałam pożytku z Niego,
On nie miał profitu ze mnie.
Poszłam spać, a mój małżonek
Coś na swym laptopie sprawdzał.
We śnie puściłam… bąka
Niezapowiedzianie, z nagła.
Zerwałam się raptem z łóżka
Z okrzykiem „Trzęsienie ziemi”!!!
Mój mąż potem opowiadał
O dziwaczności tej sceny.
Mimo, że tam widzieliśmy
Wspaniałych rzeczy niemało
I przeżyliśmy moc przygód,
To niestety tak się stało,
Że wszyscy znajomi niemal,
Gdy ktoś przypomni: „New Zealand”,
Wołają „Trzęsienie ziemi”!
I nie jest to eufemizm!