Mój, na szczęście były już mąż,
Gdy zdarzało mi się płakać,
Wychodził zawsze z pokoju
Bez słowa i bez… buziaka.
Za każdym razem, gdy sama
Płacząca w łóżku zostałam,
Podwójnie było mi smutno
I jeszcze głośniej… płakałam.
Zwykle płacz mnie bardzo męczył,
Łzy usypiały zmęczoną.
Kiedy ich już nie starczyło,
Przestałam być jego żoną.
Niedawno się spotkaliśmy.
To był zupełny przypadek.
Spytał mnie, czy teraz może
Nie mam już „łzawych huśtawek”.
Dzisiaj już by tak nie zrobił,
Ale wówczas – według niego –
Pozostawianie mnie samej
Nie uważał za coś złego.
To była jego metoda,
By nie słyszeć tych lamentów.
Bo z żoną trzeba być twardym
Beż nadmiaru sentymentów.
Prosił bym mu wybaczyła,
Bo chciał być mocny jak ojciec,
Który jego tak traktował
Wtedy, gdy był jeszcze chłopcem.