Wikt i opierunek

Bardzo rzadko bywam w klubach,

A mam już latek dwadzieścia.

Byłam w nich dwa razy, bo mi

Nie są potrzebne do szczęścia.

 

Ostatnio ma przyjaciółka

Obchodziła urodziny.

Zaprosiła mnie do siebie,

A mieszka razem z bliskimi.

Była kolacyjka z tortem.

Atmosfera pełna luzu,

Więc dałam się jej namówić

Na nocny wypad do klubu.

Bawiłyśmy się do trzeciej

I wracałyśmy „na kamasz”.

U niej miałam spać tej nocy,

Bo dość daleko mieszkałam.

 

Zmordowane usnęłyśmy

Prawie przed czwartą nad ranem.

Zaraz po siódmej jej ojciec

Wpadł do nas z wielkim rabanem.

Odsłonił roletę w oknie

I powiedział gromkim głosem:

„Zuziu zrób dla mnie śniadanie

Z urodzinowym bigosem”.

 

Mówił zupełnie poważnie.

Jubilatka nie słuchała.

Kołdrą zakryła głowę, bo

Potwornego kaca miała.

 

Wtedy poszedł do sypialni

I żonę, która w niej spała,

Obudził, żeby to ona

Śniadanie uszykowała.

Mama mojej przyjaciółki

Niedawno się położyła.

Jest lekarzem i nad ranem

Dyżur nocny zakończyła.

 

Ja, chociaż byłam tam gościem,

Miałam coraz więcej obaw.

Atmosfera z każdą chwilą

Zaczynała być nerwowa.

Zrozumiałam, że w tym domu

Żona, córka czy synowa

Bez względu na sytuację

Musi pitrasić, gotować…

Dodaj komentarz