Byłam z mężem na zakupach.
Rozdzieliliśmy się po to,
Bym miała czas na „drogerię”,
On na „żarcie” i… alkohol.
Przed wieczorem miało do nas
Wpaść kilka znajomych osób.
Inaczej zdążyć przed gośćmi
Byłoby dla nas nie sposób.
Choć się bardzo uwijałam,
Mąż spieszniej zakupy zrobił
I do powrotu do domu
Wcześniej niż ja był gotowy.
Czekał już na mnie przy kasach.
Spojrzałam, a obok Niego
Na wózku masa zakupów,
Ale niczego… zdrowego.
To napakowana chemią
Cała masa czipsów, pianek
I innych niezdrowych „syfów”
W ilości niespotykanej.
Zdziwiona i zaskoczona
Wykrzyknęłam: „Czyś oszalał!
Nie stój jak słup, tylko zaraz
Wszystko mi z wózka wywalaj”!
On stał, tylko głupkowato
Uśmiechał się niezmieszany.
To mnie jeszcze nakręcało,
Bo inni także się… śmiali!
Mą akcję przerwała w końcu
Kobieta bardzo otyła,
Która, jak się okazało,
Właścicielką wózka była.
Koszyk z zakupami męża
Stał na taśmie przenośnika.
Zasłonięty przez tę panią
Po prostu z widoku… znikał.