Kupowałem jakieś farby
W magazynie budowlanym.
Gdy wyjeżdżałem z parkingu
Zatrzymał mnie koło bramy
Facet razem z grupką pieszych,
Żebym im ustąpił przejścia,
Bo im się cholernie spieszy.
Chociaż tam nie było „pasów”,
By ich przepuścić, stanąłem.
Wśród pieszych był gość z donicą –
Znany mi z młodości Ziomek!
Często kiedyś robiliśmy
Sobie i innym psikusy.
Te nawyki do starości,
Pozostają w męskiej w duszy.
On też rozpoznał mą gębę
I tak jak wtedy udawał,
Że rzuci we mnie … donicą, –
Taki z dawnych czasów kawał.
A donica była ciężka,
Dosyć masywna, z kamionki.
U człowieka w naszym wieku
Już nie takie silne członki.
Nie utrzymał jej ciężaru
I faktycznie ją… wyrzucił.
Dobrze, że nie trafił w auto,
Ale tylko się przewrócił.
Śmiechom nie było końca, bo
Zabrałem Ziomka do knajpy.
Samochód został w garażu.
Niejeden popłynął karpik…